Trophee Marie Agnes Peron 14 czerwca 2011

radek

Regaty Trophee Marie Agnes Peron.

Człowiek wytrzymał, sprzęt niestety już nie !
Regaty Trophee Marie Agnes Peron – Podsumowanie.
Po blisko 3 tysiącach mil morskich (5 tyś km) i pokonaniu 3 mórz, niebezpiecznej Zatoki Biskajskiej  i kawałka Oceanu stanęliśmy na starcie regat we Francji, Regat Trophee Marie Agnes Peron. Podzespoły jachtu mamy bardzo zużyte. Po tak długim pływaniu w charakterze wyjątkowo regatowym, czyli przesilonym w każdym calu, nasz jacht w zasadzie nadawał się już tylko do remontu. Na szczęście wszystkie konstrukcyjne elementy jak kadłub, balast, maszt są w dobrym stanie, natomiast wszystkie zużywalne części jak liny, bloki, łożyska zużyte niemal doszczętnie. Nie mamy już środków na naprawę, ale to nie może być przeszkodą by wystartować jeszcze ten jeden raz! Na maszcie zostały już tylko 4 fały (liny podtrzymujące żagle) reszta poprzecierana lub pourywana podczas wyścigów, elektronika odmówiła posłuszeństwa, a na prędce pożyczony samoster pozostał jedyna działającą rzeczą. To tylko świadczy o tym jak ciężkie warunki panują na Mini podczas wyścigów.  Wszystko pada, urywa się, przeciera lub sypie w drzazgi.
Słowami Radka:
„Start odbył się w idealnych warunkach. Pół trasy na spinakerach,  gdzie mimo awarii wyposażenia nie było najgorzej. Już pierwszego wieczoru pożyczony samoster odmówił współpracy. Tej samej nocy padł również wiatromierz. Żeglowanie w ciemnościach na ogromnych spinakerach, bez informacji skąd wieje wiatr, to nie lada wyzwanie. Nie działa samoster, wiec nawet nawigację na mapie robię w kokpicie sterując jedną ręką. Kulminacyjnym punktem wyścigu było jednak miejsce w okolicy Wysp Glenan, gdzie halsując pod silny wiatr (25 węzłów) wypiętrzająca się na płyciznach brzegowych fala powodowała kocioł i 3-4 m fale. Choć w wyglądzie to raczej dziury w wodzie niż wysokie góry. Tuż przed zmrokiem trzask! Łopot głównego żagla! Ogromne fale rzucają jachtem! Żagiel spada na pokład! Pękła lina utrzymująca żagiel na maszcie! Wspinaczka na maszt w takich warunkach jest niemożliwa! Obieram kurs na pełne morze, by na spokojniejszej, łagodniejszej oceanicznej fali dokonać naprawy. Wiem, że regatowo to nie najlepsza decyzja. Stracę przez to godzinę, może 3 ale muszę naprawić usterkę, bo inaczej nie ma mowy o ukończeniu tego wyścigu. Po trzech godzinach żagiel wciągnięty już do 1/3 masztu, nad ranem kolejna próba, już powyżej połowy. Zwrot! I kurs na metę. Po drodze jeszcze przesmyk Raz De Sin, miejsce w którym woda co 6 godzin płynie w inną stronę, a prąd wody jest szybszy niż w dużej rzece. 3 godziny przed przesmykiem wiatr słabnie. Za 2 godziny prąd się odwróci! Ledwo się poruszam po wodzie, już nic nie wieje! Nie ma już fali, wchodzę na maszt. Wciągam do końca żagiel.  Zaczyna wiać!!! Wieje od tyłu! Stawiam największe żagle! Nie mam już nic do stracenia! Prędkość już 2 węzły, już 4. Padam z niewyspania, cały czas steruję ręcznie. Po dwóch dobach dopływam do przesmyku. W tym momencie odwraca się prąd spychając mnie do tyłu. Płynę po wodzie z prędkością ok. 6,5 węzła, względem brzegu poruszam się jedynie pół węzła. Trzy godziny walki o każdy metr drogi i w końcu wyrwałem się z objęć niebezpiecznego miejsca. Chwilę wcześniej kolega z innej łódki, mimo rzuconej kotwicy wciągany już przez silny prąd w pobliskie skały, wzywał pomocy  dokładnie w tym samym miejscu. Ratując jacht przed roztrzaskaniem o skały przerwał wyścig i odholowano go w bezpieczne miejsce.
Już tylko 20 mil do mety! Nie mam łączności z lądem, wiec nie wiem o której dopłynął pierwszy. Mam nadzieję, że zdążyłem. Wpływam na metę! Trąbią! Znak, że ukończyłem wyścig! :) Dopiero w porcie dowiaduję się, że niestety o godzinę za późno. Pierwszy jacht na mecie wydostał się z niebezpiecznego przesmyku przy przeciwnym prądzie. Kolejni na mecie dopiero 3 godziny po nim. A mi zabrakło zaledwie jednej godziny !!!
Do teraz udało nam się osiągnąć o wiele więcej niż zakładaliśmy jeszcze w kwietniu. Jednak dzisiaj czuję się pokonany, i to nie przez morze, czy konkurentów, ale pokonany przez finanse i zużyty sprzęt…..”
Start w Mini Transat wciąż aktualny! Ukończenie kolejnych regat Transgascogne (Francja-Hiszpania-Francja) pod koniec lipca wystarczy do ukończenia kwalifikacji. Niestety jacht wymaga remontu, a przynajmniej wymiany wielu rzeczy. Nasz skromny budżet sięgnął drugiego dna. Nie możemy już nic zakupić. Jutro wyciągamy jacht i oszacujemy straty, podliczymy też budżet potrzebny do odbudowy jachtu…. Wierzymy, że uda się wystartować w tym kolejnym wyścigu! No i oczywiście w Mini Transat już w 2011 roku !!!
Dalsze starty mogą się już odbyć wyłącznie przy współpracy z Partnerem wspierającym projekt finansowo.
Pozdrawiamy
Team OCEAN650.com

Zdjęcia Regaty Trophee Marie Agnes Peron

Ten wpis opublikowano dnia wtorek, 14 Czerwiec 2011 o godz. 20:38 w kategorii Regaty w 2011. Możesz śledzić komentarze tego wpisu przy pomocy kanału RSS 2.0. Komentowanie i pingowanie zostały wyłączone.

Komentowanie wyłączone.